Ryszard Kukliński – historia ściśle tajna

Jack Strong/Mewa/Ryszard Kukliński to postać wciąż wzbudzająca kontrowersję i ciekawość. Nazywany jest jednym z najsłynniejszych agentów działających dla CIA w okresie zimnej wojny. Na kanwie historii jego życia Władysław Pasikowski nakręcił film, który miał premierę w 2014 roku, co przyniosło kolejną falę zainteresowania tematem i wywołało niejedną burzę dyskusji. Jedni uważają Kuklińskiego za bohatera o stalowych nerwach, polskie wcielenie Jamesa Bonda, inni ze wzburzeniem nazywają zdrajcą.

Tym ciekawsza to historia szpiegowska, że – jeśli wierzyć relacjom osób z jego otoczenia – Kukliński zdawał się ostatnią osobą, którą można by podejrzewać o kontakty z obcym wywiadem. Punktualny, pracowity, oddany sprawie. Świetny współpracownik odznaczający się charyzmą oraz obyciem. Wydaje się, że nie można go było tak zwyczajnie, po ludzku, nie polubić.

Nim w 1963 roku zaczął pracować w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, co z czasem dało mu dostęp do ściśle strzeżonych tajemnic, ukończył Oficerską Szkołę Piechoty we Wrocławiu. Jego wczesna droga kariery wojskowej była wyboista, głównie z uwagi na przeszłość ojca, który związany był podczas II wojny światowej z konspiracyjną organizacją niepodległościową „Miecz i Pług”. Z czasem jednak Ryszard Kukliński zaczął budować zaufanie i wyrabiać sobie własną, mocną renomę. Renomę, która pozwoliła my przez wiele lat dostarczać cenne informacje wywiadowi amerykańskiemu, a kto wie, czy nie zapobiec III wojnie światowej. Wojnie, w trakcie której Polska prawdopodobnie przestałaby istnieć, a hektary ziemi i rzesze ludzi zostałby skażone za sprawą nuklearnych ataków.

Na początku listopada 1967 roku Kuklińskiego, wtedy podpułkownika, wysyłają na siedem miesięcy do Wietnamu. Kukliński, jeszcze jako nieobyty z realiami wojny trzydziestosiedmiolatek, zostaje rzucony na głęboką wodę, gdyż trafia do Hanoi i Sajgonu niemal w przededniu komunistycznej ofensywy. Jednocześnie nieświadom znajduje się również w sercu wojny tajnych służb Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego. Z uwagi na swój status, oczywiście w tym konflikcie po stronie GRU i KGB.

Niedługo po powrocie z Wietnamu, gdzie Kukliński był naocznym świadkiem niewyobrażalnych okrucieństw wojny i gdzie – jak sam zwierzy się kiedyś przyjaciółce, Marii Nurowskiej, czuł wstyd, że nie jest po stronie, po której powinien być – uczestniczy w tak zwanym „Pochmurnym lecie 68”. Taki kryptonim został nadany czerwcowo-lipcowym manewrom w Legnicy, podczas których sojusznicze armie pod okiem marszałka Iwana Jakubowskiego ćwiczyły najazd na Czechosłowację. Gdy Kukliński zorientował się, w czym bierze udział i do czego przygotowują te „ćwiczenia” przeżył szok. Wszystko wskazywało na to, że mu i jego towarzyszom przyjdzie brać udział w bratobójczej walce, jeśli plany zwierzchników dojdą do skutku. To właśnie udział w tych wydarzeniach zasiała w Kuklińskim wątpliwość w sens swojej służby.

Mimo to – jak zaświadczają dokumenty – wtedy i później, jeszcze przez wiele lat, nie dał po sobie poznać, że walczy z dylematami moralnymi. Poza wymówieniem się z udziału w operacji „Dunaj” w 1968, kiedy to uchylił się od obowiązku chorobą żony, a jego miejsce zastąpił kolega z Oddziału Szkolenia Operacyjnego, sumiennie wykonywał swoje zadania, a wręcz odznaczał się zauważalnym i podkreślanym nieraz przez kolegów oraz wyższych stopniem zaangażowaniem. Przez współpracowników był postrzegany jako bystry, analityczny, pracowity człowiek o świetnej pamięci. Zapewne również te cechy wpłynęły na to, że Kukliński szybko został dopuszczony w sztabie do coraz większych tajemnic – a co za tym idzie, równie szybko dokonał analizy, której wyniki jawiły mu się jako tragiczne w skutkach dla Polski w momencie konfliktu nuklearnego z Zachodem.

– Spróbuj sobie wyobrazić, co czuje żołnierz, który jest powołany do obrony swojego narodu, a odkrywa, że przez swoje działania naraża ten naród na śmiertelne niebezpieczeństwo – zwierzył się przyjaciółce Marii Nurowskiej.

Ale Kuklińskiego przerażało coś jeszcze – nagła świadomość, że z tymi obawami jest zupełnie sam. Jego koledzy ze sztabu, którzy przecież tak, jak on, mieli dostęp do wielu tajnych informacji, zdawali się zupełnie nie dostrzegać zagrożenia, jakie on widział tak przecież wyraźnie. Tamten czas był, jeśli wierzyć zapiskom i dokumentom, które przytaczają kolejni badający sprawę atomowego szpiega, przełomowym. To właśnie wtedy dojrzewała w Kuklińskim myśl o skontaktowaniu się z Amerykanami. Pojawiło się tylko pytanie: jak?

Odpowiedzią okazało się żeglarstwo.

Z czasem stało się dla niego oczywiste, że najlepszą formą nawiązania kontaktu z Amerykanami będzie rejs żeglarski po wodach międzynarodowych, z możliwością zawinięcia do portów zachodniej Europy. Już na przełomie lat 1969 i 1970 Kukliński wspólnie z innymi oficerami Oddziału Szkolenia Operacyjnego, Stanisławem Radajem i Eugeniuszem Androsiukiem, bazując na rozwiązanej sekcji żeglarskiej CWKS „Legia”, współtworzył jacht klub „Atol”, afiliowany przy Sztabie Generalnym. Zapisało się do niego kilkudziesięciu wysokich rangą oficerów LWP. Kukliński został komandorem klubu. Wcześniej, w 1969 r., uzyskał dyplom kapitana Żeglugi Wielkiej Jachtowej, co pozwoliło mu później organizować rejsy. „Atol” dysponował w tym czasie dwoma jachtami żaglowo-motorowymi: Legia i Opal.
– Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów, Sławomir Cenckiewicz

W, z pozoru krajoznawczych, rekreacyjnych rejsach, w których uczestniczyły również dzieci oraz cywile, z łatwością można było zebrać ciekawy materiał dokumentujący infrastrukturę przybrzeżnych miast, rozpoznać porty, zwłaszcza, że „turyści” wyposażeni byli w aparaty fotograficzne. Tylko Kukliński, jako kapitan, występował w dokumentach pod swoim nazwiskiem, pozostali zawsze musieli być skryci pod pseudonimami.

W sumie w latach 1970–1976 zorganizował osiem takich wypadów na Morze Bałtyckie i Północne, zawijając po drodze do portów ZSRS, Szwecji, RFN, Danii, Holandii, Belgii i Francji.
– Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów, Sławomir Cenckiewicz

To właśnie podczas jednego z takich rejsów, dokładnie 11 sierpnia 1972 roku, kiedy to „Legia” pod dowództwem Kuklińskiego zawinęła do portu w Wilhelmshaven, ten nawiązał kontakt z Amerykanami. Kiedy większość uczestników opuściła pokład, by zwiedzać miasto, pułkownik zamknął się w kajucie i napisał łamaną angielszczyzną słynny dziś list podpisany P.V., który zapoczątkował trwającą później niemal dekadę niebezpieczną współpracę Kuklińskiego z CIA, w wyniku której być może nie doszło do III wojny światowej. Kiedy notatka była skończona, Kukliński schował list, a długopis, którym pisał wyrzucił do morza, po czym opuścił jacht w towarzystwie kolegi. Pod pozorem kupienia części do opala zgubił swojego towarzysza i udał się na pocztę, by nadać zaadresowany do ambasady USA w Bonn list.

Podczas pierwszego spotkania z amerykańskimi wojskowymi (jak się później okaże, pracownikami CIA) Kukliński z dokumentów miał do pokazania tylko licencje kapitana jachtowego i paszport, ale podobno już uścisk jego ręki – mocny i lodowaty – powiedział rozmówcom wiele więcej. Z relacji z tamtego spotkania wynika, że Amerykanie byli pod wrażeniem rozległej wiedzy pułkownika oraz jego postawy. Umówiono kolejne spotkania, a robocze ustalenia Kukliński otrzymał na początku 1973 roku w ramach operacji „Mewa”. Pułkownik nie był jednak przygotowany na amerykańską wizję współpracy i zdecydowanie nie zamierzał jej przyjąć.

Kukliński miał zostać płatnym agentem CIA, posługiwać się pseudonimem (zaproponowano mu pseudonim „Jack Strong”), być wyposażony w sprzęt szpiegowski (aparat fotograficzny)i konspiracyjne środki łączności. Tą propozycją werbunku i przekazanymi instrukcjami odnoszącymi się do szpiegowskiego rzemiosła był zaskoczony, a nawet zniesmaczony.
– Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów, Sławomir Cenckiewicz

Było jasne, że Kukliński ma własną wizję tej współpracy oraz czytelnie wyznaczony cel. Tym celem było wsparcie ojczyzny i przeciwdziałanie zagładzie nuklearnej, którą Kukliński przeczuwał na bazie analizy docierających do niego danych. Niemal dekadę udało mu się pozostać nieodkrytym.

Płk. Ryszard Kukliński jawi się również jako agent wyjątkowej wiarygodności. Żadne z dostarczonych przez niego dokumentów czy informacji nie zostały określone jako podejrzane, dezinformujące czy po prostu fałszywe. Kukliński nie okłamywał swoich partnerów z CIA ani też nie był celowo dezinformowany przez służby specjalne PRL-u czy Związku Sowieckiego. To różni go od większości oficerów KGB czy GRU, którzy zdecydowali się podjąć długotrwałą współpracę szpiegowską.
– Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów, Sławomir Cenckiewicz

Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie przymus (i możliwość) ewakuacji do Stanów. Wizje snute przez badaczy są raczej pesymistyczne nie tylko dla Kuklińskiego i jego rodziny, ale również dla Polski. Lata mijają a spór o Kuklińskiego nie cichnie i zapewne długo jeszcze będzie rozpalał ogień w sercach wielu. Pojawia się coraz więcej materiałów dotyczących jego życia działalności. Pozostał po nim również jacht – Strażnik Poranka – który, najpierw skonfiskowany przez skarb państwa po ucieczce Kuklińskiego do USA, po latach został odrestaurowany i zwrócony mu w darze podczas pierwszej wizyty pułkownika w Polsce.

Pierwotnie Ryszard Kukliński planował przeprowadzenie jachtu do USA, ale ostatecznie przekazał go Chrześcijańskiej Szkole pod Żaglami w Gdańsku. Obecnie jacht Ryszarda Kuklińskiego czeka na szansę, by wrócić na wody i służyć kolejnemu pokoleniu pasjonatów żeglarstwa. Ta chwila jest coraz bliżej między innymi za sprawą działań Fundacji Jack Strong, która przejęła opiekę nad jednostką od Chrześcijańskiej Szkole pod Żaglami i postawiła sobie za cel odrestaurowanie zabytkowego jachtu.

_
Źródła:
Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów, Sławomir Cenckiewicz
Urodził się Ryszard Kukliński, Paweł Cichocki [w:] https://muzhp.pl/pl/e/1903/urodzil-sie-ryszard-kuklinski

Leave a Reply

DOŁĄCZAM DO ZAŁOGI